słucham: The Gypsy Balalaikas, "Klezmer"komiksiarze raczą się obiadem; ja za aparatem
Wczoraj odpocząłem, dzisiaj mogę napisać, co to tam się w wielkim świecie działo
Sobota
Jest 6:09, na peron w Gdańsku Wrzeszczu podjeżdża właśnie pociąg pośpieszny do Łodzi. Miał się tu ze mną spotkać Brzozomir, ale go nie by, więc wsiadłem sam (jak sie później dowiedziałem, zaspał i nawet przepraszał). Po sześciu godzinach nudnej jazdy ląduję na dworcu Łódź Kaliska, skąd odbiera mnie grupa w składzie Dem, skarża, Mayday i Arkaine.
Tramwaj, piechota, pożarcie skarży przez dinozaura i jesteśmy pod Łódzkim Domem Kultury, gdzie znajdujemy siedzącą na schodkach Myszoskoczkę. Do domu kultury nie wchodzimy, bo wszyscy byli na giełdzie w budynku obok. Spotkaliśmy tam masę ludzi i trolla stojącego przed wejściem. Przewinął się potem jakiś konkurs i poszliśmy wszyscy do pizzerii, gdzie z Belem ciapnęliśmy sobie dobrą, wylewającą się praktycznie na talerz pizzę. Potem z powrotem na festiwal na końcówkę spotkania ze Śledziem i KRLem, których później Bele męczył o różne rzeczy.
Jest coś koło późnego popołudnia a my znowu na giełdzie. Ludzi dziwnie mało było, więc ze skarżą wyruszyliśmy na komiks hunt. Zakupiłem sobie sporo fajnych rzeczy - "Romantyzm", drugiego "Człowieka Paroovkę", "Pana Śmierć i Dziewczynę", "rozbite Miasto" (batman, znaczy się), "Mutującą Teczkę" (chciałem złapać Jaszcza gdzieś przy okazji, ale tylko raz mi mignął i już go nie było) i bardzo eksperymentalnie "Henryka i Bonifacego". Acha, dostałem też kupując Timofowe rzeczy darmowy albumik "Bears of War". Jak na razie wiele z tego nie przeczytałem.
Wieczór. Powoli się składamy z majdanem giełdowym. Potem trochę szukania, gdzie podział się Koko, czytania zdobycznych "Kaczorów Donaldów" Dema i lecimy do kina na przedpremierowy pokaz "Persepolis". Film był naprawdę dobry, tak samo ciasteczka Koko, ale chyba poturbowałem plecakiem parę osób wychodząc z kina. Ich strata.
Po kinie Koko, Dem i ja pędzimy na nocleg w mieszkaniu brata ew (za który jeszcze raz wielkie dzięki). Po co musieliśmy brać do przejechania paru ulic taksówkę nie wiem, ale kij z tym. W każdym razie, na miejscu były tańce, śpiewy i głośne czytanie "Doktora Bryana".
Niedziela
Większość ludzi już z rana pędziła na dworzec. Były łzy, płacz i krzyki, ale jakoś się rozstaliśmy i na festiwalu zostaliśmy skarża, Koko, Myszoskoczka i ja (z czego później dołączył do nas Łukasz, ale on nocował u babci). Najpierw odwiedziliśmy warsztaty prowadzone przez Jeana-Louisa Mouriera, rysownika np."Trolli z Troy". Ludzi było zaskakująco mało, chociaż warsztaty były naprawdę interesujące (a rysowanie na żywo to po prostu cud miód). Niestety nie zdążyłem wycyganić rysunku, bo wpadł jakiś napaleniec krzycząc coś o samolocie i o tym, że się na niego spóźnią, więc francuski autor musiał się zbierać.
Później, w tej samej sali, miejsce miały tzw. "warsztaty z Włochami", czyli autorami "Dylana Doga". Na początku były nawet ciekawe, ale po chwili zrobiły się bardzo nużące, więc zaczęliśmy sobie skrobać coś na boku (wróciłem do domu ze świetnymi rysunkami od Łukasza i Koko, dzięki chłopaki:D).
Potem był czas na Grzegorza Rosińskiego, na którego warsztaty zwaliła się masa osób. Na początku puszczono nam film, pokazujący powstawanie pewnego obrazu, potem pan Grzegorz oceniał rysunki rysowników obecnych na warsztatach, natomiast my w tym czasie powoli zaczęliśmy się zwijać na pociąg.
Koko, skarża i ja pędzimy na pociąg. Autobusy się spóźniają, tramwaje nie jeżdżą jak byśmy chcieli, ale w końcu koło 16.00 docieramy na dworzec i tam się rozstajemy. Do domu dotarłem grubo po 23.00.
Impreza była naprawdę udana, poznałem masę ludzi, których chciałem poznać (chociaż nie wszystkich, qrjusz).
Tutaj parę zdjęć mojego autorstwaA tutaj filmik z całego zdarzenia, zklejony przez godaiegoZ innych rzeczy - za parę godzin wyjeżdżam do Zakopanego i nie będzie mnie do soboty (więc Hoeya Tak samo, którego powinienem wtedy już w końcu zaktualizować)
A jeśli ktoś jest z Gdańska i ma chrapkę na drugi numer Kolektywu, można napisać, mam parę wolnych.